poniedziałek, 17 listopada 2008

Trzy próby i trzy powroty

Kuba Godlewski i jego ówczesna dziewczyna, a dziś żona, Beata, wyjechali do Manchesteru ponad dwa lata temu, bo gdyby chcieli zamieszkać razem w Polsce któreś z nich musiałoby rzucić pracę. On mieszkał w Radomiu, a ona w Gnieźnie. Postanowili zaryzykować razem. W Wielkiej Brytanii kilka razy zmieniali firmy, ale oboje pracowali w branżach bliskich ich informatycznemu wykształceniu. Zarabiali dobrze, widmo kryzysu jakoś ich nie przerażało.
Pomyśleli o powrocie, gdy przyszło na świat ich dziecko. – Chcieliśmy, żeby syn miał obie babcie na co dzień. Zdecydowały tylko względy rodzinne, pieniądze nie miały znaczenia – podkreśla Kuba.
Ostatecznie zamieszkają w Gnieźnie. Beata powróciła do pracy nauczycielki. Kuba domyka wyjazdowe formalności. Potem będzie szukał pracy, może założy własną firmę: - Skoro udało się tam, dlaczego w końcu nie ma się udać i tu?

Edyta Repczak wiedziała, że chce pracować za granicą. Gdy tylko skończyła studia z finansów i bankowości, do Francji ściągnęli ją koledzy. Ona namówiła do wyjazdu narzeczonego, który zamkną w Polsce własną firmę. Rozeznanie w francuskich realiach zrobili dopiero na miejscu. I okazało się, że średnie zarobki sprzedawcy wynoszą tysiąc euro. – I to jeśli się jest francuzem. Nie znała języka, a gdy mówiła po angielsku, Francuzi patrzeli na nią krzywo. Miała pracować w hotelu ale nie wyszło. Długo szukała pracy, ale bez skutku. Wróciła po pięciu miesiącach.
Po powrocie z Francji zweryfikowała oczekiwania co do zarobków. W ciągu kilku tygodni znalazłam pracę w banku. Ma stanowisko z perspektywy rozwoju. – Po co się męczyć, tęsknić. Lepiej tutaj wypracować sobie pozycje, może mieć mniej, ale lepiej.

Krzysztof Cukierski 27-letni fizjoterapeuta, ma dobrą intuicję. Z emigracji zwinął się po dziewięciu miesiącach, wiosną tego roku. W ostatniej chwili by nie stracić uzbieranych oszczędności. Do Islandii wybierał się początkowo na pięć lat. Pracował jako masażysta w ekskluzywnym ośrodku SPA. Pieniądze jak na Islandzkie standardy nie były oszałamiające, ale pozwalały odłożyć co miesiąc. W końcu dotarło do niego, że nie rozwinie się zawodowo i nie nawiąże prawdziwych więzi, nie mówiąc dobrze w trudnym tamtejszym języku. Do tego coś zaczęło się psuć w jego związku – dziewczyna została w Polsce. Zrozumiał, że z kraju trochę uciekł. Przed odpowiedzialnością, decyzjami, dorosłością.
Po powrocie znalazł pracę w dużej agencji nieruchomości. Związku z dziewczyną uratować się nie udało. Zamieszkał z rodzicami, bo przy prowizyjnym systemie wynagrodzeń w agencji banki nie udzielą mu kredytu. Ale nie narzeka. Nie podoba mu się jak ludzie zrzucają odpowiedzialność za swoją sytuację życiową na kraj, polityków. Dlatego nie mówi, że daje Polsce jeszcze jedną szanse. Mówi że jeszcze jedną szanse daje sobie tutaj.


Źródło : „Polityka” artykuł Joanny Cieśla

Brak komentarzy: